Marlon Wayans wspomina swoją przyjaźń z Tupakiem, XXL (IX.2011)
tłumaczenie:
Piotr Studziński
(6.01.2013)
Mój kolega Omar Epps zapoznał mnie z Tupakiem. Zawsze
kręciły mnie imprezowe kawałki i ucieszyłem się – „O, zadaje się z
humpty-humpem! Tyle mi wystarczy, już lecę.” Poznałem go, gdy kręcił
Juice z moim najlepszym przyjacielem, Omarem Eppsem. W tamtym czasie
uczęszczałem do Howard University. Pomyślałem, że nie jestem jeszcze
gotów do pracy aktorskiej. Najpierw skończę college, a potem będę
grał. Przychodziłem na plan Juice i tam poznałem Paca. Dobrze się
dogadywaliśmy, bo Pac, tak jak ja i Omar chodził do artystycznej
szkoły średniej. Zakolegowaliśmy się, bo wszyscy pochodziliśmy z
getta, ale nauka w takiej szkole zmienia człowieka. Ja też mam
ciemną stronę. Jego ciemna strona była trochę bardziej widoczna niż
nasza, ale to jest hip-hop.
Podczas zdjęć do Above The Rim nie spędzałem z nim tyle czasu,
ile bym chciał, bo w tamtym czasie miał na głowie wiele kłopotów.
Miał wokół siebie wielu chłopaków i moja mama doradziła mi – i wtedy
właśnie wreszcie posłuchałem mojej mamy, bo akurat się
usamodzielniłem – uważaj na ten element, który go otacza. Czasem nie
chodzi o samą osobę, ale o tych, którzy ją otaczają. Wbiłem to sobie
do głowy i dzięki temu trzymałem się z dala od kłopotów. To właśnie
wtedy musiał stawić czoła zarzutom o gwałt. Byłem w tym samym
hotelu, co on. Wtedy też miał tą strzelaninę i postrzelił
policjantów w Atlancie. Tyle się działo podczas Above the Rim. „Czy
on da radę przyjść dzisiaj na plan, czy nie?” Praca z nim nauczyła
mnie wiele, jeśli chodzi o etykę pracy i bycie bestią.
Dzieliliśmy naczepę (na planie). Mój pokój był po
lewej stronie, a jego po prawej. Inhalowałem się biernie
wszechobecnym dymem ze skrętów. Ten koleś pracował podczas pracy. Po
pracy szedł do pracy i nagrywał piosenkę. Przychodził do naczepy z
nową piosenką. „Chodź, posłuchaj tego” – namawiał mnie. Puszczał to
mnie i Dwayne Martinowi, a my na to – „Zajebiste, kiedy to
nagrałeś?” „Zeszłej nocy” – odpowiadał. Był to kawałek, który został
wydany po jego wyjściu z więzienia. Pochodził właśnie z tych czasów.
(Z powodu sceny końcowej z Above The Rim) Ludzie
piszą do mnie na Twitterze – Zabiłeś Tupaca!. Ludzie, to był film!
Koleś, to nie ja strzelałem do niego w Vegas. „Nie mogę uwierzyć, że
to zrobiłeś” – pisali do mnie. Nie zrobiłem tego, to była gra
aktorska. Zabicie go na planie było nieco przerażające. Śmialiśmy
się z tego, bo nabijał się ze mnie, jak to niby śmiesznie
wyglądałem, trzymając broń. „Zwracaj uwagę na to, jak ją trzymasz” –
mówił mi. „Przepraszam, ale nie ukończyłem kursu Bishopa z Juice,
bracie!” To zabawne, bo wszyscy się ze mnie nabijali, a ja na to –
„Czarnuchu, sam widziałeś, zastrzeliłem Paca w Above The Rim, więc
lepiej zostaw mnie w spokoju.” To były dobre czasy. Cały ten film to
było dużo pracy.
Jeśli chodzi o jego życie, to działo się wiele rzeczy. Według
mnie był to jego najgorszy... Najgorszy z lepszych okresów jego
życia. To było jeszcze przed odsiadką i tak wiele się zdarzyło
podczas ledwie trzech miesięcy pracy nad tym filmem. Człowieku,
kiedy wyszedł z więzienia, to powstał jak Feniks z popiołów.
Osiągnął kolejny poziom, bo nie był już facetem, który o tym rapuje,
ale który żyje tym, o czym rapuje. To było dla niego ciężkie, bo
czasami był liderem, który musiał podążać za kimś innym. On dawał
dużo od siebie i czasami jego serce i inne sprawy sprawiały, że
błądził. Mnie prowadziło pięć osób – moja matka, ojciec, siostry,
bracia – wiesz, jeśli wokół mnie kręciliby się źli ludzie, to ekipa
Wayansów skopała by mi tyłek.
Czasami, będąc w tym przemyśle, nie masz tych rzeczy.
Mam ogromne szczęście, za które jestem wdzięczny, bo z łatwością
mógłbym znajdować się w towarzystwie wielu niewłaściwych ludzi. Bóg
nade mną czuwa. Pac żył dla swojego pokolenia. Uważam, że byłby
doskonałym słuchaczem pokolenia, które tego potrzebuje. Wiesz, lata
90-te, to były lata 90-te. Nie wiem, czym są lata 2000-2010. Nie
wiem. Nie ma jeszcze odpowiedniego opisu i nikt się ku niemu nie
kwapi. Pac był kimś więcej niż raperem, więcej niż aktorem. Sądzę,
że Pac był głosem (pokolenia) i pewnego rodzaju ruchem (społecznym),
z ogromnym potencjałem. Szkoda, że jego życie było tak krótkie, bo
wydaje mi się, że stałby się bardzo wpływową osobą. Był świadomy
politycznie i społecznie. Sądzę, że zaangażowałby się w to na
poważnie. To był facet, który potrafił nagrać kawałek o tym, że
odstrzeli ci twarz i o tym, że kocha swoją mamę. Na całym świecie
bandyci płaczą (przy jego utworach). Należy szanować osobę, która ma
tak ogromny zakres w swojej twórczości. Według mnie to jest
najsmutniejsze w tym, że już go tu nie ma.
Gdy odszedł, radziłem sobie z tym w taki sam sposób,
jak zawsze – opowiadając dowcipy. Pamiętam dobre momenty i to
pozwala mi przechodzić coś takiego i śmiać się zarazem. Pac był
pełen sprzeczności. Po części był gangsta, po części dzieciakiem po
szkole artystycznej, a po części aktywistą. Miał wiele twarzy, ale
trzeba przyznać, że był zabawny. Tego ludzie o nim nie wiedzą.
Zawsze mu dokuczałem. Nazywałem go Palmolive Thug, bo jeśli
kiedykolwiek dotykałeś jego dłoni... Ten chłopak miał
najdelikatniejsze dłonie świata. Naprawdę delikatne dłonie z
doskonale zadbanymi paznokciami, w których tkwiły resztki marihuany.
Śmialiśmy się i mówiłem mu, że ma oczy Snuffy’ego. Jak chcesz być
gangsta z oczami Snuffy’ego? Co to ma być za gangster? Jesteś
bandytą z Ulicy Sezamkowej? Miał naprawdę długie rzęsy. Tak tylko
się wydurnialiśmy. Kiedy byliśmy razem, zamienialiśmy się w
dzieciaków. Myślę, że to było dla niego dobre. Jeśli spędzasz czas
ze mną i Omarem, to nie ma potrzeby zgrywania bandyty. Zdejmij te
chustę, odłóż na chwilę te spluwę, zrolujmy blanta i pośmiejmy się.
Sam nie paliłem, bo jakoś nie byłem w temacie trawy, ale patrzyłem,
jak oni palą i śmiałem się do rozpuku, więc zapewne byłem na haju z
tego dymu.
Naprawdę żałuję tego, kim mógłby być dla swojego
pokolenia, ale wiesz, jego muzyka żyje jak żadna inna. Ten człowiek
był bardziej płodny artystycznie po drugiej stronie niż na tym
świecie. Jak bardzo jest to niesamowite? Tego właśnie nie rozumieją
artyści. Ludzie gadają – eh, czekam na moją umowę. Nie, powinieneś
pracować. Człowieku, Pac był artystą. Popatrz, co zdołał zrobić w
swoim krótkim życiu.
Nauczył mnie bycia bestią, ciągle na oriencie – nie czekasz na
pracę, pracujesz. Na planie planowała wspaniała chemia – jak jedno
wielkie zaufanie. Pac miał różne strony. Sprawiał, że tańczyłeś.
Sprawiał, że rozmyślałeś. Sprawiał, że płakałeś. Sprawiał, że
chciałeś komuś odstrzelić łeb. Wiesz, trzeba być nie lada artystą,
aby coś takiego potrafić. Widziałem na własne oczy, jak on i Biggie
grali razem koncert. Pac zaprosił mnie do Grand Slam. Poszedłem tam
tak sobie z nim pogadać, a on tam występował razem z Biggiem. Wtedy
Biggie był świeżakiem. Grał „Party and Bullshit”. Z tego wieczora w
Grand Slam jest takie sławne zdjęcie Paca i Biggiego, coś jak ujęcie
Malcolma i Martina, a ja tam jestem w tle. Jestem w tle i patrzę na
nich. Widziałem ich obu 20 minut przed tym, jak zginęli.