.
strona główna | przetłumaczone książki
  .
.


Prolog | Wstęp | 1. Jak on ma na imię?! | 2. Roland Park | 3. Pierwsze występy | 4. Przełamując lody |
5. Wiosenna Gorączka | 6. 3955 Greenmount Avenue | 7. Rewolucjonista | 8. Tworzenie przyjaźni |
9. Narodziny Born Busy | 10. Na swoim - pierwsze mieszkanie | 11. Studio w pokoju |
12. Bitwa z dwudziestoma ludźmi | 13. Być szekspirowskim aktorem | 14. Sprzątacze kontra Zmywacze Naczyń
15. Ostatni bal | 16. Na Bronksie | 17. Show - nasza szansa na wybicie się | 18. Udało mu się |
19. Epilog

     

     Po powrocie w grudniu 1988 roku na święta do domu, nigdzie nie można było znaleźć Tupaca. Nikt nie był w stanie powiedzieć mi, co się z nim stało albo gdzie wyjechał. Były tylko jakieś wzmianki o jakimś "obszarze" w Kalifornii. On, Pani Shakur i Setchua opuścili w pośpiechu Baltimore, najwyraźniej pod przymusem, podczas kiedy ja przebywałem jeszcze w Nowym Jorku. Pamiętam, że wspominał o możliwej wyprowadzce do Kalifornii, do domu jego ciotki, tak więc pomyślałem, że chyba właśnie tam się udał.
     Przez dwa lata nic o nim nie słyszałem, aż do momentu, kiedy otrzymał rolę w "Juice". Odnowiliśmy nasz kontakt przez Jadę, która powiedziała mi, że Tupac chciał się ze mną skontaktować. Ona także przebywała w Kalifornii, rozwijając swoją karierę aktorską i miała z nim kontakt. Dała mi jego numer. Kiedy wkrótce potem rozmawialiśmy, chętnie opowiadał mi o wydarzeniach poprzednich dwóch lat, jak to właśnie zagrał w filmie i o wszystkich ludziach związanych z branżą, których poznał. Oczywiście w szczególności zadowolony był z kilku młodych gwiazd, z którymi spał. Pytał o moją babkę i o resztę rodziny, moje dzieła artystyczne, o innych znajomych takich jak Gerard i jego rodziców. Opowiedziałem mu wszsytko najlepiej, jak umiałem. Po tej początkowej rozmowie, prowadziliśmy niezbyt częstą korespondencję. Minie kilka lat zanim znowu się zobaczyliśmy.

     W 1991 roku Tupac powrócił z krótką wizytą do Baltimore, odwiedzał okolicę, szkołę, swoich przyjaciół itp. Razem z Johnem zatrzymali się koło domu mojej babki; kilkoro sąsiadów pospieszyło powiedzieć mi o tym, ale kiedy przybyłem tam za kilka minut, nie było już nikogo i nikt nie przekazał mi żadnej wiadomości. Nie widziałem się z nim przed jego wylotem z Baltimore następnego dnia. W przeciągu tygodnia Mouse wyleciał do Kalifornii, a John i ja mieliśmy w planach dołączenie do nich. Kilka razy rozmawiałem przez telefon z Tupakiem i Mousem. Tupac powiedział mi, żebym przyjechał i opowiadał mi, jak wygląda tam życie. "Darrin mogę Ci opowiedzieć o kimkolwiek tylko chcesz" - powiedział mi, mówiąc, jak bardzo zagłębił się w brażę muzyczną i filmową. Ucieszyłem się. Miałem tam pojechać z Johnem za kilka miesięcy, ponieważ potrzebowaliśmy tego czasu na pozałatwianie swoich spraw. Jednak kiedy zbliżał się zaplanowany dzień wyjazdu, zmieniłem zdanie. Widziałem, że mam swoje własne życie i nie pasowało mi podążanie za Tupakiem.
     Minęło parę lat, kolejne dwa albumy, później kolejna ważna rola filmowa, Mouse powrócił do Baltimore po poważnej kłótni z Tupakiem; minęło już sporo czasu, od kiedy powrócił John. Był rok 1993. Słyszałem, że Tupac będzie występował w Hammer Jacks w okolicach portu i zdecydowałem, że chcę się z nim spotkać. Tego wieczora złapałem taksówkę i pojechałem do klubu, nie mając żadnego planu i nie nawiązując wcześniejszego kontaktu. Kiedy zbliżałem się do budynku, znana osobistość radiowa - Frank Ski znajdował się na zewnątrz, promując całą imprezę. Poprosiłem go, aby wyświadczył mi przysługę, powiedziałem mu że mój dobry przyjaciel występuje tam dzisiejszego wieczora i żeby powiedział mu: "Darrin będzie w pobliżu sceny. "Powiedział, że tak właśnie zrobi. Kiedy krótko po tym zobaczyłem go ponownie na zewnątrz powiedział mi, że przekazał wiadomość i że Tupac mnie oczekuje. Nie będąc pewnym, czego mam oczekiwać, stałem przed sceną i czekałem.

     Po około godzinie, artysta otwierający imprezę zakończył swój pokaz, a Frank Ski ponownie pojawił się na scenie. Nakręcając publiczność podczas wejścia Tupaca, entuzjastycznie przedstawił popularnego już rapera jako "Mr I Get Around", odnosząc się do jego ówczesnego singla. Na te slowa, widownia zaczęła krzyczeć jeszcze bardziej i jeszcze głośniej wiwatowała. Kiedy tylko Tupac pojawił się na scenie, hałas wybuchł z nową siłą. Natychmiast mnie zauważył i podszedł prosto do mnie, obdarzając mnie silnym uściskiem i pogadał przez minutkę. Przez ten czas wszyscy czekali i wiwatowali. Zanim zaczął występ, powiedział: "Musimy się spotkać po koncercie." Czułem się dobrze. Odnosił się do mnie bez rezerwy zachował się w porządku.
     Po koncercie przebywaliśmy w jego przebieralni, rozmawialiśmy ze wszytkimi, którzy tam się znajdowali i staraliśmy się spławić tych wszystkich, którzy chcieli się z nim widzieć. Dotknięty tym chaosem, powiedział swoim ochroniarzom, żeby już nikogo nie wpuszczali. "To jest mój ziomek" – powiedział, wskazując na mnie. "Pieprzyć wszystkich innych!"
     Czułem się zaszczycony tym oświadczeniem i powagą z jaką je wygłosił. Jednakże w tym samym czasie słowa te zabolały mnie. Osobą, która stała pod drzwiami i chciała go za wszelką cenę zobaczyć był Herb ze School Of Arts. Nie wiem, dlaczego tak obraził Herba, ale pewnie miał swoje powody.

     Po opuszczeniu Hammer Jacks, pojechałem razem z Tupakiem i jego ekipą wypożyczonym przez nich minivanem do hotelu Dayz Inn w centrum Baltimore, gdzie się zatrzymał. Kiedy znaleźliśmy się w pokoju, zapalił skręta i zaczęliśmy palić i wspominać dawne czasy. Cały czas panował tam chaos: laski stały tam prawie nagie, mając nadzieję, że zostaną wybrane; chłopaki czekali z taśmami, mając nadzieję, że zostaną wysłuchani. Nie zwracaliśmy jednak na nich uwagi; mieliśmy wiele do przegadania. Tupac siedział na krawędzi okna, a ja na jego łóżku. Tak, jak to zwykle czynił, gdy nie rozmawialiśmy przez jakiś czas, zapytał o moją babkę, a następnie o Gerarda i jego rodziców. "Pamiętam, że nie pozwalałeś nikomu powiedzieć złego słowa o Twojej babce" - zażartował; pamiętał. To było prawie niewiarygodne. Był dla mnie bliskim przyjacielem, którego tak dobrze znałem, a potem obserwowałem go poprzez to, co pokazywali w mediach przez tyle lat. Teraz, po raz kolejny byliśmy razem, spędzaliśmy czas jak za dawnych lat, jakby nic się nie zmieniło. I jeśli chodzi o wiele rzeczy to rzeczywiście nic się nie zmieniło; wiele się nie zmienił. Miał ten sam charakter, te same zachowanie. Byłem zaszokowany tym, że wszystko tak dobrze pamiętał, te wszystkie szczegóły, które jak sądziłem nic go nie obchodziły, kiedy opuszczał Baltimore. Powiedział mi, że jego matka się o mnie pytała, przy okazji też opowiedział mi wyczerpująco o reszcie swojej rodziny: Scott i Kenny dobrze radzili sobie w Nowym Jorku i także o mnie pytali.
 
     Po kolorowych i głębokich wspomnieniach naszej School of Arts, omawialiśmy obecne sytuacje, zagłębiając się w tematy związane i branżą. Byłem zdumiony możliwościami, jakie otrzymał oraz rangą ludzi, których poznał. Opowiedział mi o Janet Jackson i jak chciał, żeby John namalował jej portret na urodziny. "Takie kurwa proste!" - wykrzyknął wyraźnie podirytowany. "Janet na koniu! Ale nieee..." Najwyraźniej John nalegał, żeby zrobić coś zupełnie innego, coś co Tupacowi się wcale nie podobało. Dlatego ten prezent nigdy nie został doręczony. Powiedziałem mu, że powinien się o to zwrócić do mnie.
     Rozmawialiśmy o różnych gwiazdach rapu i mówił o tym, że większość z nich była szokująco fałszywa. W szczególności chodziło mu o te ze wschodniego wybrzeża. "Nie mam nic przeciwko wschodniemy wybrzeżu... Ja stamtąd pochodzę... Kocham wschodnie wybrzeże" - powiedział mi. "Lecz wielu z tych raperów nie jest prawdziwych. Nie są kurwa prawdziwi!" – kontynuował. Mówił mi, że raperzy ze wschodniego wybrzeża koncentrowali się na "stylu", chodziło im tylko i wyłącznie o "styl", nie rozważali tego, co jest w ich życiu prawdziwe, a co nie. Uważał, że ci raperzy grają, podszywają się pod czyjeś życie. "Mówią o broni, mówią to wszystko... Ale nic nie robią! Kiedy przyjechałem do Kalifornii, to zobaczyłem, że sukinsyny tutaj nie tylko mówią różne rzeczy, oni to robią!" Powiedział mi, że kiedy widział, iż pewien koleś pochodzenia meksykańskiego wystawił przez szyberdach broń i zaczął strzelać za dnia po całej ulicy, zdał sobie sprawę, że "sukinsyny tutaj nie żartują." Niewątpliwy brak prawdziwości i nieskażonego, czystego serca w tym przemyśle kontrastował w znacznym stopniu z surową rzeczywistością, której doświadczył mieszkając w Nowym Jorku i Baltimore, a także później w Marin City.

     Rozmawialiśmy aż do szóstej rano. Czasami wyglądało na to, że kompletnie zapominał o tym, co weszło w jego niewinne, siedemnastolenie ciało i pozostawało w nim przez tak wiele lat. W pewnym momencie naszej rozmowy powiedziałem mu, że ludzie będą na niego patrzeć w proroczy sposób, że widzę w jego życiu ten rodzaj energii, która wzięła się z nadzwyczajnej energii jego matki. On po prostu się uśmiechnął i odparł skromnie - "Darrin, byłem bezdomny. Nie wiedziałem, co będę w robił w przyszłości." To mnie w pewnym stopniu zaszokowało, ponieważ nie wiedziałem o wszsytkich trudnościach, które musiał znosić w Kalifornii. Zakładałem, że jego przystosowanie się do nowego terenu, jak i późniejsza wspinaczka w kierunku obecnego statusu ikony, były łagodne.
Kiedy wieczór się się skończył, położyłem się na podłodze, podczas kiedy on położył się do łóżka. Kilka godzin później zostaliśmy gwałtownie obudzeni przez jego menadżera, który dobijał się do drzwi. Po tym, jak jasnym stało się, że sobie nie pójdzie, przeciwstawiłem się nakazom Tupaca, które wygłaszał spod przykrycia i otworzyłem drzwi. Najwyraźniej zdenerwowany moją wolną reakcją, menadżer wpadł do pokoju i poinformował nas, że wszyscy zostali wyrzuceni z hotelu za to, że zbytnio poprzedniej nocy hałasowali. Tupac był wściekły i zażadał wyjaśnień, dlaczego ktoś go kłopocze, w sytuacji kiedy jedyne co zrobił, to rozmowa przez całą noc ze swoim ziomkiem. "Chyba wam odjebało! Sami sobie idźcie! Ja zostaje! Nic nie zrobiłem! Nic nie zrobiłem!" - powtarzał nieugięcie.

     Kiedy wszystkie jego rzeczy zostały spakowane i zszedł po schodach do lobby, wciąż był bardzo wkurzony i zażądał rozmowy z kierownikiem hotelu. "Nie zrobię mu krzywdy. Chcę go zobaczyć" – powiedział, prawie krzycząc recepcjoniście. "Chcę, żeby powiedział mi prosto w oczy, dlaczego mnie wyrzuca." Nie muszę oczywiście mówić, że kierownik nie przyszedł.
     Odpuszczając swoją ofensywę, przeszedł ze mną w kierunku początku korytarza. Popatrzyłem na niego: "I co teraz? Czy tym razem nam się uda?" Wszyscy czekali na niego w autobusie. Jako Born Busy marzyliśmy o wstąpieniu na scenę muzyczną jako zespół. On i ja byliśmy rodziną, przeżyliśmy razem niezwykle bezkrytyczny i wartościowy etap naszego rozwoju w kierunku bycia mężczyznami, którymi byliśmy teraz. Czułem się dobrze, zapewniając go, że rodzina ludzi, którzy go otaczają, jest beze mnie niekompletna.
     "To jest ciężka praca" - odpowiedział. Powiedziałem mu, że zrozumiałem bardzo dobrze, iż w Baltimore nic już dla mnie nie ma i że mogę nawet pracować za darmo, jeśli zajdzie taka potrzeba. "Dobra człowieku" - powiedział. "Daj mi pięć minut."
     Zostawiając mnie na korytarzu, podszedł do autobusu i wszedł na pokład. Po kilku minutach z autobusu wyłonił się jego menadżer i machał w moim kierunku. Kiedy wszedłem do środka, wszyscy zgotowali mi owację. Wszyscy, poza jego menadżerem. Ci, którzy znajdowali się na przodzie, klepali mnie po pleach i pozdrawiali mnie ciepłymi słowami. Potem przemówił Tupac, zapoczątkowując głosowanie, w ktorym musieli wziąć udział wszyscy, którzy znajdowali się w autobusie. Jednogłośnie zostałem przyjęty. Miałem się do niego przyłączyć. Natychmiast zacząłem załatwiać wszystkie moje sprawy, żegnałem przyjaciół i rodzinę, bo miałem wyjechać w ciągu trzech dni; tak mi powiedzieli, ale tak się nie stało.

     Dwa dni później otrzymałem telefon od menadżera, który powiedział mi że nie mogłem przyłączyć się do nich w tamtym okresie, ponieważ wynikałyby pewne konflity w związku z kontraktem z wytwórnią muzyczną, w związku z czym nie mogłem się do nich przyłączyć. Wyznaczyliśmy nową datę na następny kwartał, kiedy miał zostać podpisany następny kontrakt, a przez jego menadżera byłem traktowany ozięble. Nie podejmowałem żadnych prób, aby naprawić tą sytuację. Kilka miesięcy później otrzymałem przez naszego wspólnego znajomego wiadomość od Tupaca. Brzmiała ona prosto: "Musimy jechać" - tak właśnie miał ją przekazać.
     Wiedział, jaki byłem, zawsze byłem wobec niego prawdziwy i zawsze byłem gotów mu pomóc, jeżeli zaszłaby taka sytuacja. Chciał, żebym to wiedział. Po prostu tak nie miało być i podczas mojego dalszego, kilkuletniego pobytu w Baltimore dowiedziałem się, dlaczego. Moje życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku niż w tym, w którym potoczyłoby się, gdbym z nimi wtedy pojechał. Rozwój, którego doświadczyłem w tamtym okresie jest moim największym skarbem, który w ogromnym stopniu jest odpowiedzialny za to, że zająłem się tym projektem w sposób taki, w jaki nikt inny by nie potrafił.

19. Epilog >>>

 1997-2012 Poznaj Tupaca - wszelkie prawa zastrzeżone!...