Prolog
| Wstęp |
1. Jak on ma na imię?!
|
2. Roland Park
|
3. Pierwsze występy
|
4. Przełamując lody
|
5. Wiosenna Gorączka
|
6. 3955 Greenmount Avenue |
7. Rewolucjonista |
8. Tworzenie przyjaźni
|
9. Narodziny Born Busy
|
10. Na swoim - pierwsze mieszkanie
| 11. Studio w pokoju
|
12. Bitwa z dwudziestoma ludźmi
|
13. Być szekspirowskim aktorem |
14. Sprzątacze vs Zmywacze Naczyń
15. Ostatni bal
|
16. Na Bronksie |
17. Show - nasza szansa na wybicie się
|
18. Udało mu się |
19. Epilog
Po pracy, często przed pójściem do domu, szliśmy do znajdującego się
za rogiem obszaru "The Block", który był zapuszczonym odcinkiem
Baltimore Street, znajdującym się w samym środku centrum miasta.
Znajdowało się tam pełno seks shopów i klubów ze striptizem. W
czynnej całą noc knajpie Crazy John's wrzucaliśmy coś na ruszt i
graliśmy w gry wideo. Jeśli nie było nas w Crazy John's, to można
nas było zastać w Hopkins Plaza, która znajdowała się za Inner
Harbour, gdzie ćwiczyliśmy nasze rymy na ogromnej, na stałe
umieszczonej scenie.
Było lato, więc szkoła już się skończyła, tak więc mogliśmy
robić, co tylko chcieliśmy. Około pierwszej w nocy przejmowaliśmy
Plazę, w momencie kiedy nie było tam już w ogóle ludzi i mogliśmy
narobić tyle hałasu, ile chcieliśmy, ćwicząc to, co Tupac nazwał
"zachowaniem na scenie".
Podczas jednego z takich wieczorów, po długiej i męczącej
dniówce, wyszliśmy przez podwójne drzwi restauracji na spotkanie z
ciepłym i wilgotnym letnim powietrzem, które unosiło się znad
zatoki. Dało się odczuć tą wilgotność, lecz nie była ona aż tak
męcząca. Szliśmy swobodnie małą, ciemną, podobną do alei uliczką
przylegającą do restauracji, mieszczącą się w przeciwnym kierunku
niż port. Wysokie budynki, które wznosiły się po obu stronach, nie
przepuszczały jasnego światła, kierowanego w ciemną przestrzeń
centrum miasta przez wspaniale oświetlone budynki Harbour Place.
Przeznaczyliśmy swój czas na spacer przez "The Block", zerkając
poprzez ohydnych, krzepkich typów i zasłony, na tańczące na rurach i
przechadzające się panie. Gdyby nie wspomniane przeszkody, widok
byłby idealny. Nie zatrzymaliśmy się u Crazy John's. Ze względu na
dwa nowe rymy, które dodaliśmy do swojego repertuaru, mieliśmy
ochotę poćwiczyć.
Po dotarciu w okolice znajomego placu, był on jak zwykle
szeroko otwarty i pusty. Głębokie i sporych rozmiarów cienie, które
można było ujrzeć wokoło, były trzymane na dystans przez małe,
rozmieszczone z rzadką częstotliwością lampy, które ledwo co
oświetlały sporych rozmiarów plac i ogromną scenę. Zachowując się
tak, jakby to był nasz dom wskoczyliśmy na scenę i wymruczeliśmy
kilka linijek na chybił trafił i wykonaliśmy kilka gestów ciałem,
tylko po to, żeby krew zaczęła nam lepiej krążyć. Następnie
zebraliśmy się do kupy i zaczęliśmy. Jak zwykle Tupac recytował
pierwszą zwrotkę. Zaczął tą sesję utworem "We Work Hard" ("Ciężko
Pracujemy"), który lubił najbardziej ze wszystkich, jakie razem
napisaliśmy:
"We work hard to give you rhymes that put the groove in your butts
To make your body shake and shiver to the razor sharp cuts
It's not an easy thing to do if you're a rapper you know
I swear to God it's so hard to make the crowd go ho!
But yo I am persistent and I won't stop until the perpetrators drop,
and my crew's on top
Sometimes I wanna give up, but I persist
And if you think it's all easy then listen to this
We work hard!"
Podczas jego zwrotki, ja dołączałem się w pewnych momentach,
aby zaakcentować pewne słowa. On robił to samo podczas moich
zwrotek. W tych momentach korzystaliśmy także z efektów wizualnych,
tak aby uświadomić ich znaczenie. Np podczas "hard!", w linijce "We
work hard!", oboje wskazywaliśmy na napięte bicepsy i świadomie
poruszaliśmy się dalej po scenie. Nazwaliśmy to "pracą na scenie".
Tupac zawsze pisał swoje zwrotki, zostawiając absolutnie
minimalną ilość słów, które mógłbym zaakcentować. Mimo to, zawsze
chciał wiele powiedzieć podczas moich zwrotek. Prezentował taki
styl, że będąc nieproszonym, nie mogłem wejść w jego zwrotkę, tak
jak on to robił podczas mojego rymu, ja starałem się mu odwdzięczyć
tym samym, zostawiając minimalną ilość słów, które mógłby
podkreślić. On wpychał się do moich zwrotek i bronił się przed tym
podczas swoich, zmieniając prędkość, czy pomijając pewne słowa.
Wydaje mi się, że chciał mieć nad tym kontrolę. I wielu
przypadkach miał. Pozwalałem mu na to dosyć często, mając
przynajmniej na uwadze jego talent. Nie miałem w mojej głowie
złudzeń, że posiadaliśmy taki sam talent, jeśli chodzi o rapowanie.
On był bez wątpienia liderem tego zespołu. Jednak bez dwóch zdań
postrzegałem nas jako równorzędnych członków, jeśli chodzi o
wykonywanie czynności i podejmowanie decyzji dotyczących zespołu.
Zawsze upewniałem się, że wykonam tyle samo pracy co on, tak aby
mieć przynajmniej szacunek do samego siebie jeśli chodzi o jakość
moich rymów i stylu.
Po kilku wspólnych wykonaniach nowej piosenki, tekst
wykonywaliśmy bardzo komfortowo i zaczęliśmy dalej odkrywać fizyczne
atrybuty tej prezentacji, czyli zachowanie na scenie. Wykonywaliśmy
drugą piosenkę, kiedy z ciemności wyłoniła się spora grupa
chłopaków, kierująca się w naszym kierunku; zbliżała się pierwsza w
nocy.
"Darrin, chyba będą kłopoty... To jest sporo chłopa, chodźmy
stąd" - powiedział Tupac, gotowy by stamtąd iść. Wyczułem dokładnie
to samo, ale oni już nas dostrzegli, a nasza ucieczka tylko by ich
zachęciła do pościgu za nami. Tak więc powiedziałem "nie" i
zachęciłem go, abyśmy kontynuowali nasze próby, tak jakbyśmy ich nie
widzieli. Ubrani w nasze "pingwinowe stroje", czyli oszczędne
wykonane uniformy, cienkie, czarne spodnie, równie tanią białą
koszulę przebarwioną ze względu na plamy z różnych potraw i czarne
buty, wyglądaliśmy pewnie na idealne cele.
Zerkając okiem, widziałem, jak kilku chłopaków otwarcie
trzymało w ręku broń, a niektórzy z nich mieli swoje ubrania
poplamione krwią. Kiedy się nieco zbliżyli, mogliśmy usłyszeć, jak
mówią o tym, jak właśnie przed chwilą pobili jakiegoś kolesia przy
Harbour Place. My wciąż zapodawaliśmy nasze rymy i biegaliśmy w te i
we wte po scenie, starając się zachowywać tak, jakbyśmy ich w ogóle
nie widzieli. Oni wciąż się zbliżali i w końcu doszli pod scenę,
stali tam i patrzyli się na nas. Rozpoznałem jednego z tych gości,
znając go z gimnazjum. On także mnie poznał i zaczęliśmy rozmawiać.
Byliśmy uratowani! Być może byli nieco oszołomieni naszym
nonszalanckim zachowaniem, ale równie dobrze to mogło być coś, co
uratowało nam tyłki, ponieważ z całą pewnością oni urządzali sobie
akurat polowanie.
Cała dwudziestka wskoczyła na scenę i zaczęła nas odważnie
wypytywać, czy uważaliśmy siebie za dobrych. Tupac odpowiedział z
taką samą bojowniczością, pytając ich, czy chcą się zmierzyć w
bitwie.
"No kurwa jasne!" - odpowiedziała w jednym momencie przynajmniej
połowa z nich, a ci co trzymali broń, schowali ją za paskiem. Cała
ta ekipa była wyraźnie podniecona... Zaczęło się. Ja i Tupac
przeciwko dwudziestu facetom. My zaczęliśmy, a oni podążali za nami,
zbierając się w zespół przeciwko nam dwóm. Tupac i ja zapodaliśmy
wszystkie rymy, jakie tylko mieliśmy w naszym repertuarze i nie
popełnialiśmy błędów. Opłaciły się wielogodzinne próby. Daliśmy radę
całej dwudziestce. A kiedy skończyły im się rymy, my zarapowaliśmy
akurat te dwa, które właśnie trenowaliśmy tak, aby kompletnie ich
pogrążyć.
Oczywistym było, że wygraliśmy, ale zamiast ukłonić nam się z
powodu porażki, chcieli tańczyć przeciwko nam. Pomimo tego, że wtedy
to już dawno zapomniano o breaku, to taniec był u szczytu rozkwitu z
powodu niezliczonych gatunków popularnych tańców na scenach
hip-hopowych i muzyki klubowej. Wyświadczyliśmy im więc tą przysługę
i pokonaliśmy ich poraz drugi. W tej części walki ja byłem liderem i
widziałem, że zwycięstwo jest nasze. Tupac miał dwie lewe nogi. Jego
wkład był niezbyt imponujący. Z drugiej strony ja miałem wiele
doświadczeń jeśli chodzi o popularne tańce, ponieważ uczęszczałem do
klubu dla młodzieży koło portu, gdzie regularnie tańczyłem przeciwko
całym ekipom chłopaków. Zatańczyłem wszystko, co tylko pamiętałem, a
nawet pokazałem kilka nowych rzeczy, które tam na miejscu zdołałem
wymyślić.
Tym razem, ten straszny gang poddał się, uznając swoją porażkę,
uścisnął nam dłonie, okazując nam szacunek. Chojnie obdarowywali nas
komplementami i pytali się, czy chcemy się z nimi powłóczyć. Tupac i
ja spojrzeliśmy na siebie, uśmiechnęliśmy się i odpowiedzieliśmy im:
"Spoko." Tak więc poszliśmy razem z nimi ulicą Baltimore Street.
Musieliśmy wyglądać dosyć dziwnie, my w naszych śmiesznych ubraniach
włóczący się z tą pochlapaną krwią armią zbójów z Murphy Homes
(prawdopodobnie najbardziej znanego osiedla w Baltimore)
Zatrzymaliśmy się w Crazy John's, kupując jedzenie i grając w gry
wideo. "Wiesz, że ich pobiliśmy, co nie?" Tupac powiedział do mine
po cichu. W tym momencie myślałem tylko o tym, żeby nie powiedział
tego za głośno.
W Crazy John's Tupac wszedł w swoją strefę, grał z nowym
zapałem, tak jakby to było czymś, co robił cały czas, tak jakby
chciał pobić rekord. Jemu bardziej pasowały gry wideo niż mnie; ja
nie byłem w to dobry. To wydawało się trwać całą wieczność:
rozmawialiśmy, graliśmy w gry, kupowaliśmy pizzę - krótko mówiąc,
wydawaliśmy wszystkie nasze ciężko zarobione napiwki. Kiedy
zauważyłem, że zbliża się już trzecia nad ranem, potrzeby Tupaca
wciąż nie były dostatecznie zaspokojone. Byłem wyczerpany, zmęczony
spędzaniem czasu z tymi kolesiami i wydawaniem całej kasy, lecz
Tupac chciał tam zostać jeszcze dłużej. Tak, aby inni nie słyszeli
powiedziałem mu, że zbieram się do wyjścia. Klika razy mocno się
temu przeciwstawił, debatował nad tym, ale kiedy powiedziałem mu, że
go tam zostawię, to w końcu się zgodził i pożegnaliśmy tamtą ekipę.
Powiedzieli nam, że jeśli byśmy jeszcze kiedyś chcieli spędzić z
nimi trochę czasu, to często można ich zastać w Crazy John's.
To było oczywiście znaczące doświadczenie dla Tupaca, sądząc po
tym, jak się zachowywał podczas tego czasu i jak ciężko walczył,
żeby bez względu na upływający czas pchać to na przód. Pracowaliśmy
wcześniej przez całą noc i ja byłem wykończony. Jednak Tupac był
gotowy na jeszcze, tak jak dzieciak podczas święta Bożego
Narodzenia. Dobrze czuł się, będąc docenionym przez kolesi z ulicy,
tych samych kolesi, którzy powodowali wcześniej tyle zmartwień od
czasu jego przyjazdu do Baltimore, a prawdopodobnie także w Nowym
Jorku. Nie powiedzieli nic na temat jego ubrania. Pomimo naszego
prześmiesznego wyglądu, kiedy byliśmy w stroju noszonym w pracy,
byliśmy wyłączeni z pod normalnej obserwacji ubrań, prowadzonych
przez naszych rówieśników pod murami szkoły. Dla Tupaca było to o
wiele bardziej niebezpieczne ze względu na pewien nieznany czynnik,
który zdawał się wydobywać to, co najgorsze z i tak już "złych"
ludzi. Jednak ci kolesie nie wyśmiali nas tak, jak był do tego
przyzwyczajony. Przyjęli nas z otwartymi ramionami mimo tego, iż nie
wiedzieli o nas nic poza tym, że potrafimy zajebiście rymować.
Wyszliśmy z Crazy John's podbudowani i triumfujący, idąc
krokiem bardziej sprężystym niż zwykle podczas naszej podróży po
centrum miasta do mieszkania Tupaca oddalonego kilka o mil. Na rogu
ulic Howard i Monument, będąc wciąż w centrum, znaleźliśmy się koło
kina Little X. Tupac bez żadnego podekscytowania wskazał na jakiś
tytuł i powiedział, kierując się do drzwi, również bez wyrazu:
"Zobaczmy co to". Ja podążałem za nim. Nigdy wcześniej tam nie
byłem, ale Tupac dokładnie wiedział, gdzie idzie. Bez oglądania się
podszedł do okienka z biletami i nabyliśmy nasze wejściówki. Były
one zaskakująco tanie, kosztowały mniej niż dolar za sztukę. Kiedy
tylko weszliśmy na salę, w osłupienie wprowadził mnie widok, który
znajdował się na ekranie. Przed nami nie znajdowała się jakaś scena
z filmu z aktorami i jakąś scenerią, widoczny był tylko i wyłącznie
ogromny penis posuwający wielką dupę i zajmowało to całą przestrzeń
ekranu, a z głośników rozmieszczonych w ciemności wydobywał się
głośny krzyk i odgłosy kopulacji. Na sali znajdowało się tylko
sześć, może siedem osób, które były porozrzucane po całej sali. Z
mojej lewej strony doszedł mnie jakiś hałas, zwróciłem mój wzrok w
tamtą stronę i zauważyłem jak pewien facet siedzący z tyłu
gorączkowo się masturbuje. Tupac także zauważył tego gościa i zaraz
wygłosił swój komentarz na tyle głośno, aby wszyscy mogli usłyszeć
"Cholera, niektórzy tu walą konia!" Było tam troche nieprzyjemnie.
Podłoga się lepiła, a na wszystkich siedzeniach były porozrzucane
śmieci. Zostaliśmy tam przez jakieś pół godziny, a następnie po
cichu wyszliśmy.
Przez całą drogę do domu panowała cisza, nie padło ani jedno
słowo. Wiem, że myślał o tym samym, co ja: "Niech to szlag, chcę
jaką dupę!" Wtedy, będąc w takim wieku, było trochę ciężej "pójść na
całego" niż starszym chłopakom. Zacząłem więc w myślach przeglądać
wszystkie różnorakie dziewczyny, jakie tylko znałem, myśląc, "Dobra,
kogo bym musiał pomęczyć przez trzy tygodnie, żeby dobrać sie do
jakiejś dupy?"
Kiedy skręciliśmy z Park Avenue na Lenox Street, zauważyliśmy, że
czerwony pikap Richarda nie był zaparkowany przed domem co
oznaczało, że nie było go w domu. Zawsze nie było go w domu,
przebywał w tym czasie czy to ze swoją dziewczyną, czy to gdzieś
indziej. Tym lepiej dla nas, ponieważ mogliśmy bezkarnie
zmonopolizować to miejsce. Weszliśmy do mieszkania, po czym ja
opadłem na kanapę w pokoju gościnnym. "Tak, człowieku, idę do łóżka"
- powiedział Tupac, w końcu przełamując tą ciszę. Następnie
powiedział, spoglądając tym samym, tępym spojrzeniem, które
widziałem tak wiele razy, "Tak, prześpij się na kanapie... Chcesz
koc?"
Mówiąc to, kierował się w kierunku stołu znajdującego się pod
ścianą. Wziął ze stołu magazyn i z powrotem do mnie wrócił.
Pochylając się nad stolikiem wziął swoją paczkę papierosów, a
magazyn który okazał się być porno magazynem włożył zgięty pod
pachę.
"Ej, ide sobie zapalić papierosa, pooglądać mój magazyn, a ja i
moja dłoń..." - powiedział ironicznie, patrząc na swoją prawą dłoń
trzymaną na wysokości oczu. Obrócił się i zaczął zmierzać w kierunku
swojego pokoju. "Ja i moja dłoń" - powtórzył spokojnie kilka razy,
podczas kiedy magazyn znajdował się pod pachą, papierosy w jego
lewej ręce i cały czas patrzył na swoją uniesioną dłoń. "I nazwę to
nocą" - zakończył zamykając drzwi. "Dobranoc" - powiedział przed
wejściem do pokoju i zamknięciem drzwi.
13. Być szekspirowskim aktorem >>> |